Jan Marks długo czekał na ten dzień. Już za wolnej Polski, w latach 90. starał się o rehabilitację i zmianę niesprawiedliwego dla niego wyroku. Ale sąd w Białymstoku odrzucił jego wnioski. Uznał, że skoro w latach 50. prawo karne zabraniało słuchania Wolnej Europy, to nie ma podstaw, żeby uznać, że nie złamał prawa. - Uparliśmy się i postanowiliśmy udowodnić, że mamy rację. Dopiero interwencja prokuratora krajowego Karola Napierskiego i jego kasacja w Sądzie Najwyższym odniosły skutek - mówi Tomasz Marks, syn pana Jana. - Od wczoraj mój ojciec może w pełni cieszyć się opinią człowieka nie karanego.
Dzisiaj Jan Marks mieszka w Mielniku nad Bugiem ze swoim synem i synową. Do czasów sprzed pół wieku wraca już rzadko, chociaż szykany ze strony władzy komunistycznej kosztowała go sporo zdrowia.
Zwyczajne przyjęcie
- Do naszego domu często przyjeżdżało UB, aresztowali mnie - wspomina Jan Marks.
- To wynikało jeszcze z wcześniejszych czasów. Ojciec służył w Armii Krajowej, a i po wojnie była poakowska partyzantka, zatrzymywał się też u nas dowódca okręgu obywatelskiej Armii Krajowej - dodaje jego syn Tomasz. - Więc to aresztowanie z 1952 roku też nie było jakimś zaskoczeniem.
A nastąpiło po zorganizowanym przez pana Jana przyjęciu dla kilku osób w jego domu w Mielniku. - Rzeczywiście, słuchaliśmy wtedy Wolnej Europy - potwierdza Jan Marks.
Prawdopodobnie ktoś z obecnych wtedy osób musiał opowiedzieć o tym innym, informacja doszła do agentów UB. Jan Marks jest jednak przekonany, że nikt z jego znajomych nie zrobił tego celowo. Ot, ktoś po prostu później wygadał się nieodpowiedniej osobie o słuchanej audycji. Sprawa wyszła na jaw.
16 grudnia 1952 roku Komisja Specjalna do Walki z Nadużyciami w Warszawie na sesji wyjazdowej w Białymstoku oskarżyła Jana Marksa na podstawie dekretu z 1942 roku o "rozpowszechnianie fałszywych wiadomości w sposób szczególnie mogący zaszkodzić bezpieczeństwu państwa polskiego". Dostał 16 miesięcy przymusowych prac w obozie pracy pod Suwałkami, z czego odbył połowę.
Represje się nie skończyły
Ale nawet po wyjściu na wolność Jan Marks nie mógł się w pełni cieszyć z odzyskanej wolności. O znalezieniu pracy w Mielniku, albo okolicach nie mogło być mowy. - Ojciec musiał szukać pracy za Bugiem, u nas nie było na to szans. W końcu dostał pracę w Platerowie, ostatecznie został kierownikiem piekarni. Pracował tam do emerytury - opowiada jego syn.
Wczoraj Sad Najwyższy nie miał wątpliwości, że Jana Marksa należy uniewinnić, mimo że zaginęła część akt jego sprawy. - W tego rodzaju sprawach istniała w latach 50. presja polityczna, by skazywać z artykułu o rozpowszechnianiu fałszywych wiadomości - uzasadnił swoją decyzję sąd.
Jan Marks jest zrehabilitowany. Oznacza to - oprócz zwykłej satysfakcji - że będzie też mógł się domagać odszkodowania za niesłuszne aresztowanie i skazanie na obóz pracy. Czy się na to zdecyduje? - Nie powiem, że o tym nie myśleliśmy - mówi Tomasz Marks. - Ale jeszcze za wcześnie na deklaracje.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?