Matura na finiszu, ale... co dalej?

Nowa matura potrwa jeszcze tylko tydzień. Tymczasem nie wszystkie uczelnie respektują jej wyniki. Wprawdzie nie robią - bo minister edukacji nie pozwala - egzaminów z tych przedmiotów, które młodzież zdawała na maturze, ale obchodzą zakaz, wymyślając eseje, egzaminy kompetencyjne i przeróżne testy. Nikt nie wie, w jakim stopniu zadecydują one o dostaniu się na studia.

W ciemno

Rozmawialiśmy z maturzystkami z I LO w Białymstoku. Są skołowane.
Marta Wołosiewicz: - Moja matura wcale się nie liczy. Na architekturę muszę zdawać egzaminy. I w Białymstoku, i w Warszawie.
Kasia Kuryło: - Pojęcia nie mam, który poziom z matury będzie punktowany na ochronie środowiska UwB, UW oraz na finansach i bankowości SGGW. Na moje e-maile nikt z uczelni nie odpowiada!
Trudną sytuację ma też Magda Bączyk: - Muszę zapłacić za egzaminy na etnologię zanim dostanę świadectwo maturalne. Jeżeli okaże się, że nie zdobyłam 60 procent z historii, będę musiała pisać esej, by dostać się na Uniwersytet Warszawski.

Po co komu testy?

Dyrektorzy liceów trzymają z maturzystami: - Egzaminy kompetencyjne podważają zaufanie do wyników matury i wprowadzają niejasne kryteria i wymagania - uważa Jerzy Kiszkiel, dyrektor IV LO. - Zwłaszcza, że nie wiadomo, jaka będzie relacja ilości punktów za test do punktów za maturę.
- Za egzamin kompetencyjny można zdobyć tylko 10 punktów, ma on bardzo mały wpływ na przyjęcie - tłumaczy prof. Lech Chyczewski, rzecznik prasowy Akademii Medycznej w Białymstoku. Lecz przyznaje: - Jeśli 50 osób będzie miało taką samą liczbę, np. po 300 punktów z trzech przedmiotów maturalnych, to test będzie elementem decydującym!