Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gorzkie zwycięstwo

Rozmawiała Alicja Zielińska
Dr Jan Jerzy Milewski jest historykiem, pracuje w białostockim oddziale Instytutu Pamięci Narodowej.
Dr Jan Jerzy Milewski jest historykiem, pracuje w białostockim oddziale Instytutu Pamięci Narodowej. Jan Malec

Kurier Poranny: Cofnijmy się o 60 lat. Jest 8 maja 1945 roku, co się dzieje w Berlinie?
Dr Jan Jerzy Milewski: Berlin był już zdobyty. 2 maja zostały zatknięte flagi radziecka i polska na Reichstagu. W operacji berlińskiej uczestniczyły oddziały I Armii Wojska Polskiego. Dowództwo polskie bardzo zabiegało o nasz udział w tych końcowych walkach, było to bowiem bardzo ważne z symbolicznego punktu widzenia.

l Podobno Amerykanie pierwsi wkroczyli do Berlina, ale Stalin kazał im się wycofać.
- Były ustalone strefy wpływów, która armia do jakiej linii zajmuje stolicę Rzeszy. Dokładnie jednak to było tak, że Amerykanie rzeczywiście w pogoni za Niemcami przekroczyli Łabę, ale jednak Berlin zdobyli Rosjanie. Tutaj trzeba dodać, że żołnierzy niemieccy stawiali bardzo mały opór, bo woleli dostać się do niewoli amerykańskiej niż sowieckiej. Zdawali sobie sprawę, co ich czeka, wiedzieli o Katyniu. Kiedy Niemcy odkryli groby pomordowanych jeńców polskich, propaganda hitlerowska wykorzystała to, przywożono do Katynia żołnierzy, mówiono im: patrzcie, co się z wami stanie, gdy wpadnięcie w ręce Sowietów. Stalin jednak z tym się nie liczył i zmierzał do celu za wszelką cenę. Wyznaczył, że 1 maja ma być zdobyty Berlin i tak miało być. Walki były bardzo krwawe, przyniosły wiele ofiar. Poniesiono ogromne straty, niepotrzebnie. Można było, nie spiesząc się, cel osiągnąć parę dni później i kilkadziesiąt tysięcy ludzi nie straciłoby życia. Śmierć w przededniu zwycięstwa była podwójnie dramatyczna. Niestety, było to też udziałem żołnierzy I Armii Wojska Polskiego, którzy uczestniczyli w zdobywaniu Berlina. Te wielkie straty, kilkakrotnie większe na froncie wschodnim niż na froncie zachodnim, były konsekwencją sposobu prowadzenia wojny i szafowania życiem człowieka. Stalin wyznawał zasadę, że ma dużo ludzi, a więc "ni szaga nazad" (ani kroku w tył).

l Część historyków uważa, że Polska przegrała II wojnę światową i to katastrofalnie.
- Ja bym nie stawiał tak jednoznacznej tezy. Bo jednak było to zwycięstwo całego cywilizowanego świata nad faszyzmem, który wiąże się ze zbrodniami ludobójstwa, holocaustem, zamiarem likwidacji narodów żydowskiego, romskiego. Było to również zwycięstwo Niemców w pokonaniu nazizmu jako zbrodniczej ideologii.
Oczywiście my, Polacy musimy pamiętać, że dla nas było to zwycięstwo ułomne i gorzkie, że nie zostaliśmy docenieni za ogromny wkład w zakończenie tej wojny i poniesione ofiary. To Stalin dostał worek z nagrodami i rozdzielał je według własnego uznania. Dla Polski zwycięstwo wiązało się z uzależnieniem od Związku Radzieckiego na długie lata i z utratą suwerenności. Mamy prawo czuć się rozczarowani, ale nie zapominajmy, że pokonanie faszyzmu było symbolem dla całej Europy.

l Polska doświadczyła masowych zbrodni ze strony obu okupantów, Niemiec i Związku Radzieckiego. Wystawiła czwartą co do wielkości armię w koalicji antyhitlerowskiej. Można zapytać, co z tego mieliśmy. Nasi sojusznicy, Wielka Brytania i Stany Zjednoczone, w Teheranie i Jałcie wystawiły Polskę na pożarcie Związkowi Radzieckiemu. To Stalin rozdawał karty, wyznaczał granice.
- Właśnie to pytanie sobie zadajemy: byliśmy potęgą, czy wielkim przegranym? Uważam, że odegraliśmy wielką rolę w tej wojnie, nasz wkład jest niezaprzeczalny. Polska uczestniczyła w oporze przeciwko Niemcom od pierwszego dnia, nie poszła na kolaborację, aczkolwiek jeszcze przed wybuchem wojny Niemcy złożyły propozycję, by podjąć wspólne działania przeciwko Związkowi Radzieckiemu. Byliśmy lojalnym sojusznikiem koalicji antyhitlerowskiej, ponieśliśmy ogromne ofiary, zginęło prawie 6 mln obywateli naszego państwa. O tym trzeba pamiętać. Pytanie, co zyskaliśmy, będzie oczywiście powracać. Ale ja myślę, że czasami przesadnie oceniamy niektóre elementy, nie jest aż tak bardzo dramatyczna sprawa przesunięcia granic. Jest na pewno czymś trudnym do przyjęcia fakt utraty związanych z Polską takich miejsc, jak Lwów i Wilno. Pamiętajmy jednak o dramacie Litwinów i Białorusinów, dostali Grodno i Wilno, ale nie mieli własnego państwa, byli narażeni na ogromne represje przez wiele lat. Natomiast Polska została przesunięta na zachód, uzyskała inne granice, bardziej bezpieczne, stała się krajem bardziej jednorodnym narodowo.
Natomiast co do postawy Roosevelta i Churchilla w czasie wojny, trywialnie powiem tak: w polityce nie ma sentymentów. To prawda, przez wiele lat nasi zachodni sojusznicy płacili Stalinowi ustępstwami. Polska była jednym z takich ustępstw. W Teheranie, w Jałcie mocarstwa zachodnie przede wszystkim dbały o własne interesy. Z moralnego punktu widzenia należy to ocenić krytycznie. I takie opinie w krajach zachodnich są podnoszone, że czas najwyższy ocenić właściwie prowadzoną wówczas politykę.
l O Katyniu wiedzieli i Anglicy i Amerykanie, dlaczego milczeli?
- To bolesna prawda. O ile można zrozumieć, że utrzymywano to w tajemnicy podczas wojny, by nie poróżnić sojuszników, na co tylko czekał Hitler - to zupełnie niewytłumaczalna była cisza po wojnie. Do wyjaśnienia okoliczności tej zbrodni została powołana komisja dopiero w 1951 roku, ale kongres Stanów Zjednoczonych nie wykorzystał tej informacji, nie nadał jej odpowiedniej rangi.

l Jak mówić dziś o zakończeniu wojny? Przez całe lata wpajano nam przekonanie, że Polska była jednym z jej zwycięzców. Dziś państwa, które nas zdradziły, są naszymi sojusznikami w NATO, w Iraku.
- Powinniśmy uczyć przede wszystkim prawdy i dążyć do tego, by prawdy uczono w innych krajach. A tego robimy za mało. A wnioski, jak to w życiu, nasuwają się same, że byliśmy doceniani, gdy potrzebowano nas do osiągnięcia zamierzonego celu. Nasi wielcy sojusznicy zapomnieli zaprosić Polskę na paradę zwycięstwa już w 1946 roku. Anglicy wysłali zaproszenie tylko do niewielkiej grupy lotników, którzy na znak protestu zrezygnowali i nie pojechali. Podobna sytuacja powtórzyła się w 1995 roku, kiedy to po raz pierwszy hucznie obchodzono dzień zwycięstwa nad faszyzmem w Niemczech, w państwie od którego zaczęła się wojna. I kto świętował? Cztery wielkie mocarstwa: Niemcy, Stany Zjednoczone, Wielka Brytania i Rosja. Prezydenta Polski nie zaproszono. Była wielka dyskusja, mieliśmy żal i pretensje. Dlaczego tak się stało? Bo kierowano się obecną pozycją tych państw, a nie udziałem Polski w wojnie. Wniosek jest więc jeszcze jeden - będziemy tak traktowani, jaką sobie wyrobimy pozycję na arenie międzynarodowej.

l Za wybuch wojny odpowiadają i Niemcy, i Związek Radziecki. Jednak w 1941 roku, kiedy Hitler uderzył na Moskwę, Stalin stał się sprzymierzeńcem Zachodu. I tak jest to oceniane dziś, bez wskazywania prawdy. Jest szansa na zmianę tego stanu rzeczy?
- Ja myślę, że to powoli zaczyna się zmieniać. Jest to widoczne chociażby na przykładzie państw bałtyckich. Postawa Litwy, Łotwy i Estonii, które wyraźnie akcentują, że były ofiarami agresji Związku Radzieckiego nie tylko w 1940 roku, ale i po zakończeniu wojny, znajduje poparcie w całym demokratycznym świecie. Najmniej, niestety, w samej Rosji. Tam nadal druga wojna światowa jest traktowana jako święta, jako wojna ojczyźniana.

l Dziś prezydent Kwaśniewski bierze udział w obchodach 60. rocznicy zwycięstwa nad faszyzmem w Moskwie. W Polsce zdania są podzielone, czy słusznie postąpił. Bo dlaczego prezydent świętuje tę rocznicę w Moskwie, a nie na Monte Cassino, nie w Warszawie, nie przy mogiłach Polaków zabitych w Katyniu? Dlaczego nie wziął przykładu z prezydenta Busha, który pobyt w Moskwie 9 maja potraktował jako epizod w podróży europejskiej, wcześniej świętując zakończenie wojny na Łotwie i w Holandii?
- Nie ma dobrej odpowiedzi na to pytanie. Gdyby Kwaśniewski nie pojechał do Moskwy 9 maja, też byłoby to krytykowane, tu nie ma właściwego wyjścia. Wydaje mi się, że musimy zachować cierpliwość, musimy być wszędzie obecni, przedstawiać swój punkt widzenia. To jest jedyny sposób na to, by cokolwiek się zmieniło, bo w Rosji też są środowiska, które podchodzą inaczej do tych zagadnień, żądają wyjaśnienia sprawy katyńskiej. Dla Putina, który obrał imperialny kurs swojej polityki jest to niewygodne. Obchody 60 rocznicy zakończenia II wojny światowej to jedno z nielicznych wydarzeń, z których dzisiejsza Rosja może być dumna. Katyń, pakt Ribbentrop-Mołotow to wstydliwe karty, o których nie chce się pamiętać. Ale to jest pamięć ułomna, kulawa i na dłuższą metę nie do utrzymania.

l Kiedy Rosja będzie gotowa na całą prawdę o drugiej wojnie światowej?
- Kiedy zmieni się tam system władzy na demokratyczny. Musimy być optymistami. Nikt nie wierzył w to, że zostaną znalezione materiały w sprawie zbrodni katyńskiej. A przypomnijmy, że sama Rosja nam je przekazała. Zrobił to prezydent Jelcyn, przyklęknął przed krzyżem katyńskim na Powązkach. To bardzo ważne symbole.

l Ale czy Putina, ukształtowanego przez KGB będzie stać na taki gest?
- Jeśli nie Putina, to jego następców. Prędzej czy później tak się stanie.
l Dziękuję za rozmowę.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny