Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Używki mają się świetnie

Andrzej Matys
200 euro - to najczęściej deklarowana cena sprowadzonego auta, a wiekiem wóz odpowiada gimnazjaliście. Od maja do końca września na Podlasie wjechało 10,9 tys. samochodów używanych z krajów UE.

Według Izby Celnej w Białymstoku, tylko w samym mieście przybyło nam ponad 5,5 tys. tzw. używek, czyli aut używanych prywatnie importowanych z Unii.
Wielokrotnie pisaliśmy już, że zmiana przepisów związana z naszym wejściem do UE sprawiła, że zniknęła podstawowa bariera, która nie pozwalała na sprowadzanie samochodowych wraków. Chodzi o normę emisji spalin Euro 2, którą musiały spełniać silniki aut używanych. Gdy zniknął ten obowiązek rozpoczął się żywiołowy import wszystkiego co ma cztery koła i silnik.

Od maja do października

sprowadziliśmy do kraju już 500 tys. aut, czyli 30-krotnie więcej niż w pierwszych czterech miesiącach tego roku. Przyszły rok może być jeszcze gorszy. W Niemczech, na głównym rynku importu, zaczną obowiązywać, wyższe o 50 proc. stawki podatku na samochody, które nie spełnią normy Euro 2. Co ciekawe, gdy Polska zrezygnowała z egzekwowania tej normy, wprowadziły ją Rosja i Ukraina.
Tak zmasowany import staruszków oznacza, że kiedyś trzeba je będzie złomować. Ktoś za ich utylizację będzie musiał zapłacić. Najpewniej my wszyscy, bo koncerny od 2007 roku będą musiały odbierać bezpłatnie swoje auta do złomowania, ale... warunek ten nie dotyczy aut z prywatnego importu. Zanim jednak ów problem będzie realny duży napływ samochodów używanych
pozwala wielu zarabiać.
- Jest więcej pracy. Od maja zakładam o około 30-40 proc. alarmów więcej, średnio na trzy, dwa auta pochodzą z prywatnego importu. Najczęściej są warte około 20 tys. zł, a urządzenia które w nich montuję to niski przedział cenowy od 300 do 400 zł - mówi Robert Toczydłowski, właściciel firmy Labirynt, zajmującej się montażem alarmów.
- We wrześniu było trochę słabiej, bo zdrożał gaz i ludzie mieli inne wydatki, ale od maja do sierpnia mam o 30 proc. więcej chętnych do instalacji autogazu - dodaje Tomasz Waraksa, z firmy montującej instalacje gazowe. - Najczęściej chodzi o instalacje tańsze za 1200-2000 zł, ale stopniowo rośnie popyt na droższe, z sekwencyjnym wtryskiem za 3000-4000. Kiedyś takich klientów było trzech-czterech, teraz 15-20 w miesiącu.
Oczywiście nie wszyscy cieszą się z szalonego importu. W salonach opinia jest jedna:

Tak źle jeszcze nigdy

nie było. Większość dealerów nie ma ochoty na jakiekolwiek prognozy. Nikt nie potrafi powiedzieć kiedy zastój w salonach wreszcie się skończy. Najgorzej przyszłość widzą ci, którzy sprzedają auta dotychczas popularne. To one najbardziej odczuły masowe zainteresowanie używkami. Ludzie dysponując 20.000-30.000 zł stawiają na import większych i zwykle lepiej wyposażonych samochodów z Zachodu. Kryzysu aż tak bardzo nie odczuwają ci, którzy sprzedają auta drogie. Tych bowiem nie opłaca się sprowadzać, gdyż w polskich salonach takie nowe wozy są tańsze.
Równie źle oceniają sytuacją w komisach: - To chyba najtrudniejszy okres w historii komisów - uważa Ryszard Iwaszkiewicz, właściciel sieci komisów Auto Market. - Ludzie i handlarze ściągają z Europy co się da. Sądzę, że na zmianę sytuacji trzeba czekać około roku. Nadzieja w tym, że na Zachodzie wreszcie te stare auta wykupią. Tam ceny wzrosły o jedną trzecią, a u nas ze względu na dużą podaż używane staniały.
Jeśli ktoś deklaruje celnikom, że kupił auto za 1 euro, musi się liczyć z problemami. Np. w Gdańsku obywatel, który zgłosił, że kupił corollę za 1 euro teraz musi zapłacić 3,3 tys. zł akcyzy plus kilkutysięczną grzywnę. Również na Podlasiu są auta z ceną 1 euro. Na razie wiadomo o dwóch: jedno ma lat 16, a drugie 13, ale jak zapewnia Mariusz Kowalczuk rzecznik Izby Celnej w Białymstoku, celnicy nie powiedzieli jeszcze ostatniego słowa.
- Na Podlasiu najczęściej ściągane są samochody mające 14-18 lat. Ich cena zwykle oscyluje między 150, a 180 do 200 euro. Około 20-25 proc. importu to auta do pięciu. Reszta to staruszki. Najniższa akcyza jaką u nas zapłacono to 151 zł za 22-letniego Fiata Uno. Najwyższa wynosiła 16 tys. zł i chodziło o auto tegoroczne, z silnikiem powyżej 2.0 l, które w sumie kosztowało właściciela prawie 114 tys. zł. I to jest wartość rzeczywista - mówi Kowalczuk.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny