Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co trzecia firma na Podlasiu nie płaci pracownikom

Sylwester Barski
Bez różnicy: nie płacą firmy państwowe i prywatne, duże, małe i średnie. Zjawisko potęguje efekt domina: zamykanie kolejnych firm, zwalnianie ludzi. Płaci się z opóźnieniem, bonami, albo nie płaci się wcale Wynagrodzenie za świadczoną pracę, to podstawowe prawo wynikające z umowy z pracodawcą. Skoro dla niego pracuję w określonym czasie i zakresie, to za to w ustalonym czasie i wysokości należy mi się zapłata. To niby w cywilizowanym świecie oczywiste. Tymczasem w cywilizowanej Polsce, jak ostatnio wyliczono, milion pracowników nie otrzymuje terminowo swojej pensji, a trzy miliony - innych należnych świadczeń. Ilu pracodawców dopuszcza się tego ciężkiego grzechu w naszym regionie, tego nie wie nikt - słyszę w Okręgowej Inspekcji Pracy. - Ale sądząc po wyrywkowych i spowodowanych skargami kontrolach - dzieje się tak zapewne w co trzeciej firmie. Nie płacą państwowe i prywatne, duże, małe i średnie. Zjawisko narasta - co nienormalne staje się normą. Pesymiści mówią, że coraz trudniej będzie znaleźć firmę, która terminowo płaci i wywiązuje się ze wszystkich zobowiązań wobec pracowników. Czyżby groził nam wariant białoruski, gdzie nie płaci się pensji miesiącami albo płaci towarami w naturze, jak w zamierzchłych wiekach?

Paraliż sądownictwa

Moim zdaniem jedną z głównych przyczyn niepłacenia pensji jest paraliż polskiego sądownictwa. Pracownicy nie mogą szybko wyegzekwować swoich praw, więc nie korzystają z sądów. Również dlatego, że się boją. A i firmy nie są w stanie od innych firm wyegzekwować należności, bo sprawy w sądach toczą się latami. To demoralizuje pracodawców. Jeśli ktoś czuje się bezkarny, także wobec partnera, to pękają pewne bariery, także moralne. Kiedyś mówiło się o demoralizacji pracowników, bo pracy nie brakowało. Dziś, gdy o nią coraz trudniej, gdy bezrobocie i zatory płatnicze są tak duże, to skłania niektórych do wykorzystywania sytuacji. Coraz częściej mówi się o demoralizacji pracodawców. Tymczasem najlepiej, gdy żadna ze stron nie jest zdemoralizowana. Taką równowagę przywrócić może poprawa ogólnej sytuacji gospodarczej i większa skuteczność wymiaru sprawiedliwości.
Marek Kłoczko - Polska Izba Gospodarcza

Panowie i władcy

- Napływa do nas wiele skarg, ale najwięcej z małych i średnich firm handlowych, budowlanych, gastronomicznych, które zatrudniają od kilku do kilkunastu osób - mówi Wiesław Kobyliński, radca prawny związkowców z OPZZ. - Przekonanie szefa takiej firmy, że skoro on jest właścicielem, to go żadne prawo nie obowiązuje, jest zjawiskiem dosyć częstym. To przecież jego firma, więc jak we wczesnym kapitalizmie, to on decyduje, jakie dać wynagrodzenie, ile czasu ktoś ma pracować. Chce, to zatrudnia bez umowy albo wyrzuca z dnia na dzień bez zapłaty i wypowiedzenia.
Opinia przerysowana, nieco koniunkturalna? Być może - ale niech mówią fakty.
Jerzy Bocheński od czerwca 2000 r. przez rok pracował w firmie budowlanej bez poborów. Podobnie jak sześciu jego kolegów. - Właściciel dawał nam do zrozumienia, że można się samemu zwolnić, ale wówczas nie mielibyśmy prawa do odprawy i zasiłku. Więc przychodziliśmy, licząc, że coś się zmieni. "Jak będzie lepiej, to wam zapłacę" - obiecywał. Nie płacił też składek ZUS-u, nie mówiąc o wpłatach na fundusz socjalny, ubraniach ochronnych, środkach czystości. Ostatnie pół roku robiliśmy na opustoszałej bazie jako stróże. Z odłączonym telefonem, bez światła i wody. Tylko z burkiem - przybłędą. Jak się "poważniej" zachciało do ubikacji, to szło się z łopatą za budynek i kopało dołek. Gdy wreszcie w czerwcu sąd ogłosił upadłość firmy, przyszedł syndyk, dał wymówienia i świadectwa pracy. Poszliśmy na zasiłek, a z zaległych poborów dostaliśmy (za trzy miesiące) po trzy i pół tysiąca dopiero w listopadzie zeszłego roku. Co z resztą - Bóg jeden wie. Mają zapłacić po sprzedaży budynków. Należy mi się jeszcze prawie dziewięć tysięcy.
Beata Kruk podjęła pracę w sklepie całodobowym. Bez umowy, na zmiany po 12 godzin. Właściciel powiedział, że będzie zarabiać 550 zł, ale po 23 dniach pracy wręczył jej wyliczoną sumę, z zaznaczeniem, że od jutra ma już nie przychodzić. Nie wyjaśnił dlaczego. - Dopiero w domu doliczyłam się, że nie zapłacił mi za trzy dni. Wróciłam, żeby się upomnieć. Po dłuższych utarczkach wyjął 30 zł i rzucił na stół - "masz ślimaku". Złapał za rękę, pociągnął z zaplecza na sklep i krzyknął: "sp... bo ci dosunę kopa". Wyszłam z płaczem i pojechałam prosto do inspekcji pracy. Wiem, że jedna z dziewczyn pracowała w tym sklepie po 12 godzin na ćwiartkę etatu, wykonywałyśmy różne prace, np. przy sprzątaniu ośrodka wypoczynkowego. Pobory "pan i władca" płacił niesystematycznie, zaliczkowo, w zależności od humoru.
- W porównaniu z Bialbudem, to u nas był luksus - opowiada Antoni Kempiński, którego firma hodowli drobiu zwolniła dyscyplinarnie, za jeden dzień nieobecności w pracy, kiedy pojechał na badania lekarskie, choć uzgodnił to ze swoim kierownikiem. - Kierownik się wyparł. Powiedział: chcesz, byśmy ci usprawiedliwili, to idź na urlop bezpłatny. Zmuszali większość pracowników. Nie mogłem się zgodzić. Żona nie pracuje, dwoje dzieci. W ostatnim czasie było coraz trudniej. Pensje płacili w ratach bez godzin nadliczbowych. Na święta dostaliśmy "deputaty" z funduszu socjalnego - paczkowany drób. Okazało się, że przeterminowany. Wystąpiłem do sądu o unieważnienie dyscyplinarki i odszkodowanie. Jestem pod ścianą. Gdzie z wilczym biletem, przy takim bezrobociu, znajdę pracę?
Andrzej Gozdecki odszedł z firmy geodezyjnej, gdzie zarabiał na rękę do tysiąca zł, ale na ZUS właściciel odprowadzał mu tylko od najniższej pensji (wówczas 500 zł). Właściciel firmy wybudował sobie i dzieciom trzy domy, a kontrolą PIP, która potwierdziła łamanie wielu przepisów, m.in.w zawieraniu umów o pracę oraz wypłaty świadczeń (delegacje, godziny nadliczbowe) - tak się "przejął", że kupił sobie luksusowy samochód. W opłacaniu pracowników nic się nie zmieniło.

Nieuczciwi i walczący o przetrwanie

Dotarliśmy do osób, które nie pracują już tam, gdzie im nie płacono, a mimo to nie chciały się ujawniać z nazwiska. Z reguły nie chcą mówić ci, którzy wciąż pracują w niesolidnej firmie. Wolą cicho czekać na zapłatę i tym samym kredytować działalność firmy niż stracić pracę.
- To jest nie do pomyślenia - wypowiada się jeden z biznesmenów amerykańskich w "Neewsweeku" - w stabilnych gospodarkach rynkowych, np. w Stanach Zjednoczonych, gdzie poszkodowany pracownik odchodzi i łatwo znajdzie sobie innego pracodawcę. Opinia szybko się rozchodzi. Biznesmen, który nie płaci pracownikom, jest natychmiast skompromitowany w środowisku.
U nas nie można przykładać tej samej miarki. Mamy gospodarczą recesję i coraz większe bezrobocie (w kraju sięgnęło właśnie trzech milionów, w naszym regionie - 100 tysięcy osób). Wciąż pogarsza się koniunktura, powstają zatory płatnicze. Choćby w budownictwie, które nazywane jest kołem zamachowym gospodarki: inwestor nie płaci głównemu wykonawcy, ten nie płaci podwykonawcom, ci z kolei nie są w stanie uregulować należności wobec producentów materiałów budowlanych. To wszystko powoduje też zaburzenia w wypłatach dla pracowników.
- W polskich realiach - mówi Stanisław Rokicki, prezes Podlaskiego Klubu Biznesu - trzeba odróżniać pracodawców nieuczciwych od tych, którzy walczą o przetrwanie. Pracownicy powinni zrozumieć sytuację takiego pracodawcy. Oczywiście, ten powinien ją uczciwie przedstawiać. Zawsze można się porozumieć.

Na raty, z poślizgiem

Płacenie pensji na raty stało się w ostatnich latach powszechną praktyką. Tak jest np. w Fastach, w Fabryce Maszyn Rolniczych "Biafamar" w Czarnej Białostockiej, hajnowskim "Hamechu", sokólskiej spółce "Okna i Drzwi", siemiatyckim "Ogrodzie Podlaskim" (po dawnym Hortexie). Ostatnio w "Biafamarze" za przymusowe przestoje w produkcji płacono bonami towarowymi z funduszu socjalnego. Ponieważ teraz nie ma zamówień, załoga zgodziła się wziąć (od 23 stycznia) dwutygodniowy urlop wypoczynkowy. Podobnie w bielskich "Uchwytach".
- Związkowcy godzą się na opóźnienia wypłat, zmniejszanie wynagrodzeń (np. ostatnio w augustowskim ZOZ-ie) bezpłatne urlopy, ekwiwalenty w bonach, aby tylko zachować miejsca pracy - mówi Antoni Poźniak, przewodniczący Rady Wojewódzkiej OPZZ w Białymstoku. - Uświadamiają sobie, że stawianie nierealnych żądań, oderwanych od sytuacji firmy, może być dla niej gwoździem do trumny. Stracą wszystko, nawet i to, co jeszcze mają.
- Poprzedni, wyjątkowo nieudolny prezes - ale z klucza politycznego - przez półtora roku doprowadził "Fasty" do ruiny, nawet na wypłaty brał w bankach kredyty - mówi bez ogródek Andrzej Krukowski, przewodniczący związków branżowych. - Obecny musiał od początku zdobywać odbiorców, obłaskawiać producentów surowca. Na zebraniach informuje nas, na co idą pieniądze, dlaczego wypłata się opóźnia. Żeby zarobić także na pensje, trzeba najpierw wyprodukować i sprzedać tkaniny. Żeby wyprodukować, trzeba kupić surowiec (przędza, chemikalia), opłacić zużytą energię i wodę. Proste zależności. Odbiorcom naszych tkanin też jest ciężko. Proszą o przedłużenie terminów płatności i trzeba im iść na rękę, bo pójdą do innych. .
- Od ponad dwóch lat firma nagminnie płaci nam w dwóch ratach, ale i tak dobrze, że co miesiąc - mówi Ryszard Trypus, przewodniczący "Solidarności" w Biafamarze - Nasza kondycja zależy głównie od eksportu do krajów Unii (przyczep, roztrząsaczy), który jednak z powodu zbyt mocnej złotówki jest nieopłacalny.
- W 1999 r. euro kosztowało cztery złote czterdzieści groszy, teraz trzy pięćdziesiąt pięć. W międzyczasie znacznie skoczyły koszty produkcji. Nie da się podnieść ceny przyczep, żeby zrekompensować podwyżki, bo nikt od nas nie kupi. Balansujemy na granicy opłacalności. Nie mamy za co zwiększyć produkcji, bo kredyty zbyt drogie. Więc i na płace w terminie nie wystarcza - dodaje Eugeniusz Chudzik, zastępca prezesa "Biafamaru".

Bonami czynszu nie zapłacisz

Zatory w płaceniu pensji przekładają się na kłopoty życiowe rodzin. Jak związać koniec z końcem? Dobre i bony, gdy nie ma pieniędzy, ale nie zapłacisz nimi czynszu, rachunków za światło - mówią w Czarnej Białostockiej. Większe problemy z comiesięcznymi opłatami mają także ci, którym pracodawcy płacą na raty, jeśli nie mają kont. - Ja niedawno założyłam sobie w banku indywidualne konto - mówi jedna z prządek w Fastach. - To przynajmniej, w podbramkowej sytuacji mogę zrobić debet.
Dramatycznie wzrasta liczba dłużników w spółdzielniach mieszkaniowych. W niewielkiej spółdzielni "Podlasie" w Bielsku Podlaskim termin płatności czynszu upływa równo w połowie miesiąca, ale gdzieś od półrocza ponad 30 proc. lokatorów opóźnia płacenie do miesiąca i dłużej. Podobnie w innych spółdzielniach. Grażyna Olszewska, główna księgowa "Podlasia" wiąże to z zaległościami w wypłatach. Kłopoty mają takie znane firmy w Bielsku Podlaskim jak "Uchwyty", "Karo", Spółdzielnia Inwalidów, "Unibud".
Do SM "Rodzina Kolejowa" trafiały od połowy zeszłego roku podania o zawieszenie spłat kredytu mieszkaniowego, umorzenie odsetek, przesunięcie spłaty czynszu - po wstrzymaniu wypłat pracownikom Obwodu Lecznictwa Kolejowego. Zaległe płace zaczęli otrzymywać w efekcie indywidualnych pozwów do sądu, dopiero kilka miesięcy po likwidacji i przekształceniu przychodni.
W białostockim Przedszkolu nr 60 na ul. Popiełuszki blisko 40 proc. rodziców opóźnia się z opłatami czesnego. Najczęściej tłumaczą to spóźnieniami wypłat. Tak jest przeważnie i w innych przedszkolach, przy czym nierzadko - np. gdy któreś z rodziców straci pracę - rezygnują z dalszego posyłania dziecka. Natomiast personel tych placówek otrzymuje wynagrodzenia (z kasy Urzędu Miejskiego) regularnie.
(nazwiska osób poszkodowanych zostały zmienione

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny