Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W parku trzeba wyglądać szykownie. Magistrat wprowadził przepisy

Andrzej Lechowski dyrektor Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
Park to nie ulica, tu obowiązuje elegancki strój.
Park to nie ulica, tu obowiązuje elegancki strój. Ze zbiorów Muzeum Podlaskiego w Białymstoku
W lipcu 1922 roku magistrat wydał Przepisy ogrodowe. Wśród nakazów zachowania porządku i właściwego zachowania umieszczono też przepis zakazujący wstępu do parku miejskiego osobom nietrzeźwym i niechlujnie ubranym.

Dziś atutem i istotą każdego osobnika ma być jego osobowość, a że czasem wygląda jak "psu z gardła"? A cóż nam do tego! Takie czasy. Pozostaje nam krzepiąca myśl, że kiedyś było inaczej. Może więc nadejdą kiedyś takie lata, że znów w cenie będzie prawda głosząca, że jak cię widzą tak cię piszą
W lipcu 1922 roku niezbyt pogodne lato spowodowało, że większość białostoczan pozostała w mieście. Korzystając z rzadkich przebłysków słońca chętnie spacerowali więc po Ogrodzie Miejskim.

Być może to właśnie z myślą o nich magistrat wydał wówczas "Przepisy ogrodowe". Pierwszy zestaw artykułów i paragrafów był oczywisty i w miarę i dziś do zaakceptowania. Magistraccy juryści zakazali "deptać i leżeć na trawnikach, zrywać kwiatki i łamać gałęzi". Następny w rozporządzeniu punkt "B" dziś wywołałby wielką rewolucję parkową. Zabraniał on bowiem "wprowadzania psów, nawet na smyczy, oraz jazdy na rowerach".

Kolejne dwa punkty parkowej konstytucji były znowu normalne, bo zakazywały "uszkadzania ogrodzeń, barier i ławek" oraz siusiania i załatwiania temu podobnych spraw na trawnikach, kwietnikach i "w zadrzewieniach". Ciekawym jak w kontekście tego siusiania itd. dajmy na to w kwietnikach, wyglądać mogłaby ewentualna tabliczka wykonana na wzór tej która dziś dotyczy piesków, na której umieszczono dowcipny napis "Jeden spacer - kupa wstydu".
Żeby zachować porządek w parku należało "wszelkie odpadki - papierosy, pestki, skórki, łupiny, wrzucać do koszów". Dopiero na koniec umieszczono podstawowy przepis. Brzmiał on tak: "wstępu osobom nietrzeźwym i ubranym nieschludnie zabrania się"! Nieprawdopodobne! Polecam to głosicielom hasła, że nie szata zdobi człowieka. Mało tego. Za złamanie któregokolwiek przepisu można było trafić przed oblicze sądu. Czyli, że przechadzającemu się po parkowej alejce dżentelmenowi w wyświechtanych portkach, wyraźnie kilkudniowej koszuli i zabłoconych buciorach, a jeszcze z kilkudniowym zarostem już jakiś wyroczek się należał.

Śledząc przepisy porządkowe zaczynające się do sakramentalnych zwrotów "zabrania się pod …", "nakazuje" czy trącące pełną galanterią "uprasza się", stwierdzić można, że na rozwoju cywilizacji i demokracji najbardziej skorzystały psy. Redaktor Janka Werpachowska niech mi wybaczy kpiarski ton, ale mi jako psiarzowi powinna to puścić płazem. Oto dowody.

Przed wojną do parku z psem? Wara! A, dziś? W tymże samym 1922 roku Ministerstwo Administracji wydało przepisy dla fryzjerów. I otóż na poczesnym miejscu napisano, że do fryzjerni, jak wówczas mówiono, "nie wolno wprowadzać psów"! A dziś to psy mają własne salony fryzjerskie i tylko czekać jak jakiś psi parlament wprowadzi tabliczki "nie wprowadzać ludzi"! Ale póki co, to w tamtym historycznym rozporządzeniu zakazano w zakładach fryzjerskich plucia na podłogę, z wyraźnym zaznaczeniem podłogi. Instrukcja zalecała umieszczenie specjalnej tabliczki z tym zakazem, a przy drzwiach miała być spluwaczka, czyli specjalne naczynie, do którego klient jeśli miał taką potrzebę mógł się do woli napluć. Jak już zaczął pluć to zauważał kolejną tabliczkę, że "uprasza się wycierać obuwie". I tak fryzjer miał kłopot z głowy. Klient szamocąc się z psem ujadającym pod drzwiami fryzjerni, popluwając co i rusz w spluwaczkę i szorując trzewiki o wycieraczkę, w przerwach pomiędzy tymi czynnościami mógł wreszcie podetknąć łeb do strzyżenia.

Ministrowi administracji nie myślał ustępować jego kolega od zdrowia. W tymże więc samym 1922 roku, wydał rozporządzenie określające, "kto może zostać nauczycielem w szkole publicznej" Kryteria były ostre. Wykluczano bowiem osobników o "rażącym wyglądzie zewnętrznym, widocznych zwłaszcza chorobach skórnych, przykrej woni z ust, cuchnącym wycieku z nosa, stałym drżeniu rąk, nieprawidłowej wymowie, objawach alkoholizmu itp."

Swoją drogą ciekawie musiała wyglądać ówczesna rozmowa kwalifikacyjna dyrektora szkoły z kandydatem na posadę belfra. Dyrektor niby to z zainteresowaniem dopytuje kandydata (kę) o kwalifikacje, predyspozycje i takie tam błahostki, a w rzeczy samej wnikliwie obserwuje czy ręka nie drży, kombinuje jakby tu powąchać czy z kandydata gdzieś nie cuchnie.

Gdy meritum w doborze kryteriów schodzi na plan dalszy to zawsze konsekwencją tego były zabawne sytuacje. Oto w lecie 1922 roku pewien felczer weterynarii złożył w białostockim magistracie pismo następującej treści. "Niniejszym zawiadamia Pana się - muł ma chorobu taku co lekować niemożebno dla tego co ma paraliżowany czerpałowidny chriasz, gołosowuje swiazki zesłabiony. Jemu tylko czebo robit aperocin, a lekować nic z tego nie bendzie! Proszu Pana za zbadanie muła (2 raza), lekarstwa należyt zapłatit trzi tysionce marek".

No cóż. Może trzeba wprowadzać było tabliczki z parafrazą cytowanej już maksymy, że jedno pismo - kupa wstydu.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny