Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

U nas także było niewolnictwo (zdjęcia)

Adam Czesław Dobroński [email protected] tel. 601 352 414
Wiktor Liwerski. Po powrocie z 5 pułku lotniczego został instruktorem szybowcowym na Pietraszach (1936-1939). Po wojnie kierownik Oddziału Lotnictwa Cywilnego na Krywlanach (1946-1952) i pierwszy kierownik Aeroklubu Białostockiego.
Wiktor Liwerski. Po powrocie z 5 pułku lotniczego został instruktorem szybowcowym na Pietraszach (1936-1939). Po wojnie kierownik Oddziału Lotnictwa Cywilnego na Krywlanach (1946-1952) i pierwszy kierownik Aeroklubu Białostockiego.
Niemcy potrzebowali darmowej siły roboczej do budowy lotniska.
Bronisław Dobrzyński.  We wrześniu 1939 r. internowany na Łotwie, potem jeniec w łagrach rosyjskich. Po ewakuowaniu do Wlk. Brytanii i przeszkoleniu
Bronisław Dobrzyński. We wrześniu 1939 r. internowany na Łotwie, potem jeniec w łagrach rosyjskich. Po ewakuowaniu do Wlk. Brytanii i przeszkoleniu (podchorąży) latał w 317 dywizjonie myśliwskim. Po powrocie do Polski (kapitan pilot) instruktor pilot, kierownik Aeroklubu BIałostockiego, pilot agrolotniczy.

Bronisław Dobrzyński. We wrześniu 1939 r. internowany na Łotwie, potem jeniec w łagrach rosyjskich. Po ewakuowaniu do Wlk. Brytanii i przeszkoleniu (podchorąży) latał w 317 dywizjonie myśliwskim. Po powrocie do Polski (kapitan pilot) instruktor pilot, kierownik Aeroklubu BIałostockiego, pilot agrolotniczy.

Ludność polska pomagała niewolnikom w różne możliwe sposoby. Niemcy przez cały okres okupacji rozbudowywali lotnisko, na którym główną siłą byli niewolnicy sowieccy, Żydzi, my furmani z pobliskich wiosek, szczególnie Dojlidy, Stanisławowo i Olmonty.

Pomoc głodującym

Muszę też przyznać, że wśród Niemców konwojentów zdarzali się ludzie. Przy gościńcu bielskim, idącym od ul. Mickiewicza do Stanisławowa, była żwirownia na rogu lasu od strony Dojlid.

W tej żwirowni pracowało kilkunastu niewolników, którzy ładowali żwir na furmanki. Około 20 osób i jeden wartownik Niemiec. Pozwalał jednemu z niewolników stać na gościńcu i żebrać u ludzi, którzy szli lub jechali do miasta. Później to wszystko, co otrzymał od ludzi dzielono po równej części i to, co nie zjedli na miejscu, zabierali ze sobą do koszar.

Ludzie jak się dowiedzieli, to każdy kto jechał do miasta brał ze sobą chleb, kartofle, cebulę, słoninę. Kto co miał, byle pomóc tym ludziom.

Tak, że odchodząc do koszar byli obładowani tą żywnością, ale wszystko do czasu. Później zmieniono konwojenta na innego, który był zaprzeczeniem tego. Już nie pozwolił na nic, a jak jadąc ktoś rzucił zawinięty chleb, to strzelił do tego, który ten chleb chciał podnieść. Myślę, że to się chyba wydało i dlatego zmieniono konwojenta. Tylko ci, co razem pracowali nadal przywozili jedzenie, nawet nie przypuszczając sobie o tem, że będą głodowali w Rosji w późniejszym okresie. Ale myślę, że nawet gdybym wiedział o tem, że będę kiedyś głodował przez sowietów, to też bym pomagał.

Czasem się udawało

Na lotnisku pozostało bardzo dużo materiałów budowlanych po sowietach: cement, deski, gwoździe, narzędzia różne. Wieś spalona, więc ludzie zaczęli rozkradać te materiały w początkowym okresie do tego stopnia, że nawet domy, w których mieszkali robotnicy za sowietów porozbierano, zanim wojsko objęło w swe władanie lotnisko.

Pracując na lotnisku nadal uprawialiśmy kradzieże wszystkiego, co się tylko dało. Jechało się do pracy bez tak zwanej spadówki w furze, to jest bez dolnej deski, a tam na lotnisku zbijało się z dwóch desek i robiło się spadówkę, a nawet z czterech desek zbijając podwójnie. Względnie jechało się raniutko, ładowało cement w workach i jechało się do domu, a nawet w nocy, gdyż cement leżał w szopach daleko od posterunków.

W żwirowni blisko gościńca leżała sterta desek złożona w trójkąt. W południe była godzina przerwy obiadowej, Na przerwę obiadową pojechali wszyscy do hangarów na zachodnią część lotniska, ja z kolegą Wackiem Wasilukiem pozostałem na miejscu w żwirowni i zaczęliśmy ładować na furmanki te deski. Jakieś 100 metrów od tego miejsca były zakopane w ziemi ogromne cysterny z paliwem do samolotów i były ogrodzone kolczastym drutem, i tam stał posterunek całą dobę.

Prawie, że kończyliśmy ładować te deski, gdy zaczął nas wołać Niemiec na tym posterunku. Uciekać nie było możliwości, mówimy jeden do drugiego, że będziemy się tłumaczyli, że kazano nam te deski wieść do hangarów na budowę. Podeszliśmy do Niemca, a on nas pyta, czy nie chcemy kupić nafty od niego. Mówimy, że naturalnie kupimy. Już nie pamiętam, ile zapłaciliśmy za tę naftę. Podział był taki, że kolega zabrał naftę, a ja wiadro po nafcie. Dlatego, że u nas nafty było dosyć, gdyż też była kradziona z cysterny, która pozostała po sowietach koło majątku Sobolewo.

Za te deski o mało nie otrzymałem lania od ojca, gdyż taka eskapada mogła się źle skończyć. Przez te kradzieże zginął jeden młody chłopak Bronisław. Blisko posterunku z cysternami była szopa z cementem i on pojechał w nocy po ten cement. Tam został zatrzymany i trafił do więzienia, z którego już nie wrócił.

Stanisław Kukotko, mechanik lotniczy w Lidzie (1926 -1939), internowany na Łotwie, więziony w Rosji. W Anglii był mechanikiem w 301 dywizjonie bombowym.
Stanisław Kukotko, mechanik lotniczy w Lidzie (1926 -1939), internowany na Łotwie, więziony w Rosji. W Anglii był mechanikiem w 301 dywizjonie bombowym. Po powrocie do Polski (starszy sierżant) był mechanikiem szybowcowym na Krywlanach.

Stanisław Kukotko, mechanik lotniczy w Lidzie (1926 -1939), internowany na Łotwie, więziony w Rosji. W Anglii był mechanikiem w 301 dywizjonie bombowym. Po powrocie do Polski (starszy sierżant) był mechanikiem szybowcowym na Krywlanach.

Piwo z Dojlid

Jakiś czas stałem z furmanką przy komendanturze na lotnisku. Byłem do dyspozycji zaopatrzeniowca kantyny dla Niemców, która znajdowała się w bloku w Zwierzyńcu. Jechałem na przykład z Niemcem do browaru i tam pobieraliśmy piwo. W poczekalni stało piwo w skrzynkach i były stoły. Interesanci Niemcy brali to piwo za darmo i pili na miejscu. Kazał mi Niemiec brać piwo w kieszeń i gdzie się tylko dało, i wychodził do fury. Chowałem to piwo w torbę z sianem, którą miałem dla konia. Po zjechaniu do kasyna chciałem oddać to piwo Niemcowi, ale nie chciał i tłumaczył mi, że to dla mnie. Tak się to powtarzało ile tylko razy jeździłem po piwo. Było nawet, że obróciłem kilka razy tak, że raz aż 20 butelek piwa przywiozłem do domu.

Zmuszano nas do pilnowania torów kolejowych. Nasz odcinek był od Zaścianek do przystanku kolejowego w Kurianach. Szło się pod wieczór i Niemcy wyznaczali odcinki każdemu z osobna i poza patrolami niemieckimi my byliśmy odpowiedzialni za swój odcinek. Ale tak blisko Białegostoku nie były podkładane miny, a odmowa pójścia na taką wartę groziła obozem karnym pracy.

Nauczka dla Niemca

Pracowałem z furą przy budowie Szosy Wschodniej, woziliśmy kamień z Dworca Fabrycznego, a w dalszych odcinkach ze stacji Żednia. Przy tej budowie był Niemiec cywil, chodził w zielonym mundurze w kapeluszu z piórkiem. Chodził z brzozowym kijem i bez przerwy krzyczał sznel [schnell - szybko] i okładał tym kijem kogo tylko popadło.

Sam zostałem przez niego mocno pobity w Widłach, gdyż nie podobało mu się moje rozładowywanie kamieni z fury. Nie widziałem tego, ale ludzie opowiadali, że przyjechał do pracy z furą sowiecki niewolnik, który zbiegł z niewoli i pracował u rolnika w Grabówce. Przy wysypywaniu kamieni z wozu Niemcowi coś się nie podobało i zaczął okładać go kijem, aż ten chwycił łopatę i ciął tego Niemca z całej siły, wskoczył na furmankę, odjechał kawałek w las i zostawiając furmankę poszedł sobie. Do fury i konia nikt się nie przyznał i jakoś tak się na tym szczęśliwie zostało.

Później ten Niemiec już się bał bić ludzi młodych, ale starców i dzieci nadal okładał po staremu.

Cieśle Rosjanie

W Dojlidach, gdzie mieszkaliśmy ojciec zapisał się na przebudowę na kolonię [komasację robiono w latach 1937-1939]. W 1942 r. zaczęliśmy budować dom i stodołę 300 m od szosy. Budowali dwaj cieśle Rosjanie, którzy pracowali na lotnisku na robotach przymusowych. Po uderzeniu Niemców w 1941 r. na Sowiety, ludzie ci rozeszli się po kraju i jak kto mógł i umiał, tak zarabiał na życie. Jeden z cieśli miał na imię Iwan, drugi młodszy Akim. Iwan ściągnął do siebie żonę i dzieci z Rosji, z terenów zajętych już przez Niemców.

Przytoczę tu opowieści tego młodszego Akima. Opowiadał i to dużo razy, jak ich uczono w szkole, że w Polsce zakładano ludzi do pługa po kilka osób i tymi ludźmi orano, bito ich i poganiano jak konie. Jak było błoto, to panowie kazali się kłaść w to błoto i przechodzili po ludziach, żeby nie zabrudzić sobie butów. Przyszedł ze szkoły i opowiada ojcu, że u nas charaszo [dobrze], no czto pany dziełajut na polskim narodom (…). Jego ojciec służył w carskim wojsku i to w Warszawie, i mówi mu, że to nieprawda, że kłamią, że on przecież widział na własne oczy, jak w Polsce żyją. Więc on ojcu powiedział, że durak [głupi], tak że w szkole łutszej znajut [lepiej wiedzą].

Ojciec mu na to, że jeszcze jesteś młody i kto wie może będziesz w Polsce, to zobaczysz sam i wtedy przypomnisz, że nie ja, a ty durak. Człowiek ten opowiadał to bardzo dużo razy i zawsze płakał, że nie wierzył własnemu ojcu. Po wkroczeniu sowietów w 1944 r. zostali obaj cieśle powołani do wojska i podobno poginęli, a żona Iwana nie dała się wywieźć z Polski do Rosji i jej dzieci żyją w Polsce do dzisiaj.

Fotografie pilotów i podpisy przygotował Zbigniew Charytoniuk. Dziękuję za telefony (moje numery: 601352414 i 85-6610460), pozdrawiam panów: Ryszarda Malinowskiego i Krzysztofa Zembko. Miło mi poinformować, że Mirosław Nikiciuk wydał pokaźną monografię lotniska na Krywlanach. Szczegóły za tydzień.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny