Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Kina: Polonia, Modern, Apollo

Adam Czesław Dobroński [email protected]
To zdjęcie z anonimowego zbioru udostępnionego przez panią Lucy Lisowską. Przedstawia trzech złowrogich obrońców pokoju. Fotografia została wykonana 1 maja 1951 roku. Na plac z trybuną przybywały delegacje. Na jednym ze sztandarów wisiał skądinąd słuszny postulat: "Nie chcemy wojny. Walczymy o prawo do pokoju, pracy i radości". Walczyć w razie potrzeby miano z taką zaciętością, by na ziemi ostały się jedynie gruzy i zgliszcza.
To zdjęcie z anonimowego zbioru udostępnionego przez panią Lucy Lisowską. Przedstawia trzech złowrogich obrońców pokoju. Fotografia została wykonana 1 maja 1951 roku. Na plac z trybuną przybywały delegacje. Na jednym ze sztandarów wisiał skądinąd słuszny postulat: "Nie chcemy wojny. Walczymy o prawo do pokoju, pracy i radości". Walczyć w razie potrzeby miano z taką zaciętością, by na ziemi ostały się jedynie gruzy i zgliszcza. Archiwum Lucy Lisowskiej
W Polonii oglądałem westerny, walki z Indianami. W kinie Modern wyświetlano filmy bardziej ambitne, z wyższej półki, na przykład z Chaplinem. A najbardziej ekskluzywnym kinem w Białymstoku było Apollo przy ul. Sienkiewicza - wspomina Jerzy Koszewski.

Przed wojną, jak pamiętam z opowieści dziadka, wszystko było lepsze. Historycznie to nie bardzo mi się zgadza, chociaż zimy na pewno były zimniejsze. Czy i kina były lepsze od dzisiejszych? Posłuchajmy, co na ten temat ma do powiedzenia Jerzy Koszewski

Największym i najbardziej ekskluzywnym kinem w przedwojennym Białymstoku było Apollo przy ul. Sienkiewicza, w głębi posesji. Oprócz ośmiuset wygodnych foteli czekały na kinomanów (nie mylić z erotomanami) loże. Rodzina Wajnsztejnów sprowadzała filmy zagraniczne z górnej półki.

Bilety były drogie, więc chodziłem tam z ojcem, zawołanym kinomanem, tylko na najlepsze dzieła. Pamiętam Gretę Garbo w filmie "Biały płomień Szwecji". I pamiętam film kolorowy. Za dopłatą do ceny biletów otrzymywało się lornetkę z trzema kolorami szkieł, które należało przesuwać ręcznie. Co za cudo!

Częściej bywałem w Polonii i to już od szóstego roku życia. Polonia, zwana potocznie bokówką, lub Polońcią (pierwsza jej nazwa to Rusałka), znajdowała się przy ul. Lipowej naprzeciw cerkwi. Tuż za nią było kino Modern, prawie że na miejscu powojennego kina Pokój.

Do Polonii wiodły schody, na końcu których stał bileter pan Miecio. Był to mężczyzna lekko przygarbiony, mile nas witał, a ojcu podawał rękę. W mej pamięci zostały sceny szturmów. Zniecierpliwieni młodzieńcy w kilku lub kilkunastu formowali żywy taran (grupę bojową) i uderzali z rozpędu w drzwi prowadzące do sali projekcyjnej. Po którejś próbie wewnętrzne drzwi puszczały i tłum wbiegał długim, wąskim korytarzem na salę, gdzie jeszcze trwał wcześniejszy seans.

Westerny w Polonii

W Polonii oglądałem westerny, walki z Indianami, film z Tarzanem. Jacy wspaniali aktorzy wymieniani w podręcznikach sztuki filmowej. W kinie Modern wyświetlano filmy wyższego gatunku, na przykład z Chaplinem w roli głównej oraz King Kong z dinozaurami. A z kina Gryf, które się ulokowało na parterze hotelu Ritz przy ul. Kilińskiego, to pamiętam, jak się zapaliła taśma filmowa i musieliśmy z ojcem uciekać z widowni.

Za pierwszego Sowieta w poczekalni kina Apollo (jak się ono wówczas nazywało?) stała przed Nowym Rokiem jołka, czyli choinka, a Rosjanka przed seansem bawiła się z dziećmi. Wyświetlano głównie filmy propagandowe, ale i oparte na książkach klasyków literatury światowej.

Zapamiętałem "Świat się śmieje" z przepiękną muzyką i pieśniami Dunajewskiego. Niestety, po powrocie z kina do domu przy ul. Białej przeżyliśmy horror. W okolicznych kamienicach mieszkało kilka rodzin sowieckich oficerów. Mały Kola - jak się potem okazało - wyszedł samowolnie z naszego podwórza na ul. Zamenhofa, gdzie znajdowała się baza samochodów wojskowych. Ojciec Koli uznał, że to wina mojej mamy, a jego syn został porwany. Postawił mamę pod ścianą, wyjął rewolwer i krzyczał, że zabije. Wtedy jego starszy syn Wołodia podbiegł i odchylił rękę z bronią. Mama z całą tą ferajną sowiecką ruszyła na poszukiwania i szybko znaleźli zgubę. W niedzielę 22 czerwca 1941 roku podczas filmowego poranku nadleciały samoloty niemieckie, zaczęło się bombardowanie.

Skończył się dramat - bynajmniej nie filmowy, a po prostu życiowy - z czerwonymi "wyzwolicielami" w roli głównej, zaczął się nowy, z "nadludźmi" Adolfa Hitlera. Kino Modern zmieniło nazwę na Kapitol. Niemiec z grubą pytą i psem wilczurem pilnował tam porządku, o czym już pisał Stanisław Bałdyga. Przede wszystkim doglądał, by kolejka po bilety stała równo, a jak ktoś się z niej wychylił, to dostawał pytą po tyłku.

Kronika z wroną

Mój ojciec z przyczyn zasadniczych przestał chodzić do kina, ja z chłopakami nadal tam bywałem. Przed filmem na ekranie pojawiał się stylizowany hitlerowski orzeł, którego nazywaliśmy wroną. Potem następowała kronika, przeważnie sceny ze zwycięskich działań wojennych. Pamiętam jako pokazano zbiórkę futer i kożuchów dla żołnierzy walczących pod Stalingradem. Cywile niemieccy oddawali je z uśmiechem, a żołnierze z jeszcze większym zadowoleniem odbierali daleko w Rosji. Sceny z brania do niewoli zmarzniętych "bohaterów" pewnie pokazywano też, ale w kinach moskiewskich.

Wychowani na filmach niemych oglądaliśmy te niemieckie, nie znając języka. Jak się wracało z późniejszego seansu, to jesienią lub zimą należało uważać, by zdążyć do domu przed godziną policyjną. A ze względu na zaćmienia oświetlaliśmy sobie drogę latarkami.

Po ponownym wejściu od wschodu "wyzwolicieli" radzieckich, nastała moda na filmy wyświetlane z samochodów. Znów było dużo wojennych i historycznych, na ulicy Nowogródzkiej obejrzałem "Aleksandra Newskiego". Pewnego razu poszliśmy na plenerowy seans na Plantach, koło dzisiejszej fontanny. W drodze powrotnej, na ulicy Juchnowieckiej zatrzymał nas patrol, bo też obowiązywała godzina policyjna.

W Tonie grał teatr

Tata znał dobrze język rosyjski, a dowódca patrolu był zadowolony, że film się nam podobał. Emocje jednak się na tym nie skończyły, droga była jeszcze daleka, wszak mieszkaliśmy przy ul. Trochimowskiej (Przytorowa), a wiadukt kolejowy Niemcy wysadzili w powietrze.

Gdy przechodziliśmy tory, to w górze pojawił się zabłąkany samolot Luftwaffe i niebo pokryło się pajęczyną kolorowych paciorków.

Po oddaleniu się frontu z kinami był nadal kłopot, bo wszystkie w części, lub w całości zamieniły się w gruzy, a w jedynym ocalałym (Świat, obecnie Ton) grał teatr. To dlatego w też mocno zniszczonym teatrze Palace, nieco w głębi ulicy Kilińskiego, otwarto prowizoryczne kino Hel. Grano w nim przeważnie filmy radzieckie, czyli sowieckie, czyli rosyjskie.

Jak zwał, tak zwał, wszystkie one kończyły się chwalebnie dla bojców Armii Czerwonej.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny