Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ulica Jurowiecka to centrum miasta. Policja kontrolowała czystość.

Adam Czesław Dobroński [email protected]
Takie koce produkowano przed wojną w fabryce Bekryckiego
Takie koce produkowano przed wojną w fabryce Bekryckiego
Ulica Jurowiecka, jak na centrum miasta przystało, posiadała bruk, ale tylko do torów. W sobotę zaczynało się czyszczenie jej z końskich pozostałości. Policjanci chodzili i sprawdzali.

Ponownie z Jerzem Klozą udajemy się na spacer po dawnej Jurowieckiej. Ale liczba chętnych do wspominania szybko rośnie. Zbliżała się druga wojna światowa, Białystok tętnił życiem, Jurowiecka też.

Za ozdobę ulicy uznać można murowany gmach Szkoły Powszechnej nr 8. W czasie przerw wypełniała się śmiechem uczniaków, podczas lekcji zapadała w klasach cisza z domieszką grozy, ale bez przesady. Po lewej stronie ulicy - idąc od Sienkiewicza - uwagę zwracała gręplarnia, po niej następowały jedna po drugiej kamienice, trafiały się małe fabryczki. Przeważali w tym rejonie wyznawcy mojżeszowi. Ich posesje można nazwać bogatszymi, niektóre miały ten dodatkowy walor, że schodziły do Białej. Opowiadał mi o tym aptekarz Aron Kurycki.

Ulica jak na centrum miasta przystało posiadała bruk, ale tylko do torów, a dalej kopyta końskie mieszały piasek. Od czasu do czasu trafiał się także samochód. Jak zbliżała się sobota, to zaczynało się czyszczenie bruku. Nie wystarczyło zamieść miotłą "końskie bogactwo", trzeba było jeszcze szpikulcem wydłubać "toto" z rowków między kamieniami.

Policjanci sprawdzali i stan chodników, tropiąc trawki rosnące między płytami. Po zamieceniu należało jeszcze użyć konewki, pamiętając o rynsztoku. Pan Jerzy nie wie, jakie zwyczaje panowały w kamienicach, ale w domu jego babci chodziło się za potrzebą do "sławojki", stojącej w kącie podwórza. A propos torów, to ten nad wiaduktem był niestety nawiedzany i przez samobójców.

Tak ułożony porządek runął za sprawą Hitlera i Stalina. Za "pierwszego Sowieta" na Jurowieckiej przybyło decybeli, zwłaszcza w czasie kampanii wyborczych. Popsuły się relacje sąsiedzkie, sądne dni przeżywali "wrogowie ludu", patrioci polscy, bogaci i bogobojni Żydzi. To jednak był wstęp do barbarzyństwa objawionego przez "nadludzi" spod znaku swastyki. Ulica Jurowiecka została włączona do getta, wysiedlono stąd chrześcijan, postawiono płot z bramą bliżej ul. Sienkiewicza. Rodzina Klozów przeniosła się wówczas na ulicę Piwną (M. Skłodowskiej-Curie).

16 sierpnia 1943 r. w getcie rozległy się strzały, w niebo wzbiły się dymy. Gestapo rozpoczęło likwidację "zamkniętego miasta". Jak się wieść o tym rozniosła, także Jerzy Kloza przybiegł ku dobrze sobie znanej okolicy. Widział posuwający się tłum nieszczęśników pędzonych w kierunku torów. Zapamiętał scenę, kiedy Niemiec bił kijem po rękach Żydów, którzy nieśli jakieś pakunki. Starsza kobieta, płacząc rzuciła garnek z bigosem. Wysypały się z niego cenności, nie były już potrzebne pędzonym na zagładę.

Z Ryszardem Malinowskim wejdźmy choć na moment do "ósemki". Szkoda, że nie odżyła jej legenda. Najpierw trzeba wyjaśnić, że właśnie koło Szkoły Powszechnej nr 8 dochodziła do Jurowieckiej obecna ulica Malmeda, wówczas Kupiecka. W pobliżu znajdowały się sklepiki z łakociami. Wejście do gmachu było w ścianie szczytowej. Z długiego korytarza brać uczniowska rozbiegała się do swoich klas.

Drewniane podłogi nasączano czarnym paskudztwem, by wszechobecny pył nie mógł unosić się w powietrzu. Zimą pan Juchniewicz palił w piecach kaflowych, a jego żona gotowała kawę zbożową dla uczniów. Najbiedniejsi mogli liczyć na pajdkę chleba ze smalcem.

Niektórzy mieli spory kawałek drogi do szkoły, bo dochodzili nawet z Wygody. Przeważała jednak młodzież z pobliskich ulic: Fabrycznej, Ciepłej, Nowogródzkiej, Mazurskiej, Topolowej, Smolnej, Górnej, Chmielnej, Wąskiej i Poleskiej.

Pan Ryszard zaczął swą edukację w 1935 r., a skończył w 1941, kiedy była to już dziesięciolatka, w której najmilsze okazały się zabawy noworoczne z Dziadkiem Mrozem (bynajmniej nie-świętym) i "jołką". Mój rozmówca zachował we wdzięcznej pamięci nauczycieli (matematyk Kamiński, polonistka Serafinowicz, katechetka Polecka, historyczka Zalewska lub Zaleska).

Przede wszystkim chciałby jednak zaprosić do wspomnień kolegów z klasy. Czy żyją jeszcze i zechcą się odezwa panie oraz panowie: Kazik Juchniewicz, Waldek Jung, Irka Ożarowska, Alek Garnkowski, Waldek Kiljanek syn podoficera 42 pp i Zenek Zalewski, syn policjanta, Janka Knyszyńska, Józka Kondracka, Antek Choroszucha, Irka Sobolewska, Słowikowska, Borys Kański, Jurek Kornatowski, Leon Hillo, Piotr Hutnik, Skowrońska, Marian Murawski. Byli tacy młodzi, piękni, wspaniali.

Dziękuję za sympatyczny odzew, będę wracał do tej nieco zmarginalizowanej ulicy. Proszę o użyczenie zdjęć, mogą być oczywiście także z lat powojennych. Skoro zaś o zdjęciach mowa, to dziś proponuję miłą niespodziankę. To koc, ładny, z oryginalnym wzorkiem. Są na nim guziki oraz, tu niewidoczne, tasiemki. Wszystko po to, by w razie potrzeby koc zamienić na mini-śpiwor. A najważniejsze, że został on wyprodukowany w przedwojennym Białymstoku, w fabryce Bekryckiego. Syn fabrykanta - Aleksander wziął rodzinny wyrób w daleką podróż po świecie. Na pewno mu się przydał, a dziś spoczywa w szafie Miry Becker, też białostoczanki, o której wielokrotnie pisałem. Wzruszająca to pamiątka, arcybiałostocka, przechowywana w dalekiej Kalifornii. Może i nasi Czytelnicy mają w swych domach takie właśnie cenności?

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny