Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Edward Kuśmierski, pseudonim Sokół - prześladowany w czasach staliznizmu

Adam Czesław Dobroński [email protected]
Zburzone  centrum Białegostoku
Zburzone centrum Białegostoku Fot. Archiwum
Oskarżony zostałem o ukrycie członkostwa w Armii Krajowej i fałszywą propagandę. Z donosów wynikało, że 30 czerwca 1950 roku w świetlicy Państwowego Monopolu Spirytusowego w Białymstoku słuchałem audycji w języku rosyjskim z Ameryki, i rozpowszechniałem wrogie wiadomości godzące w interesy państwa.

Przed tygodniem podałem pierwszą część relacji kapitana w stanie spoczynku, Edwarda Kuśmierskiego, pseudonim "Sokół", "Książę Edward". Był absolwentem białostockiego Gimnazjum i Liceum Mechanicznego na Antoniuku, w czerwcu 1943 roku złożył przysięgę i stał się żołnierzem Armii Krajowej.

Więzień obozu w Stutthofie, żołnierz (Ludowego) Wojska Polskiego, a mimo to tropiony przez funkcjonariuszy Urzędu Bezpieczeństwa. Poniżej dalsza część wspomnień Edwarda Kuśmierskiego.

"Dzień 6 lipca 1950 roku był ciepły i dżdżysty. Opuszczałem miejsce pracy jako ostatni, chciałem zamknąć biuro. Już na korytarzu usłyszałem dzwonek telefonu i doznałem dziwnego uczucia. W słuchawce usłyszałem: Kuśmierskiego dajcie! Odpowiedziałem, że jestem przy telefonie. Zaległa cisza. Na Jurowieckiej, przy domu Prusa, minęła mnie powoli czarna limuzyna i stanęła w przodzie. Wysiadło z niej trzech drabów podobnych do goryli, wykręcili mi ręce do tyłu i wepchnęli do samochodu, nałożyli kajdanki.

Zapytałem: Panowie, co to jest? - Zamknij mordę akowską bradziago, tu skur… Z tyłu dostałem w kark, aż pokazały mi się gwiazdy. Zawieziono mnie na podwórze przy ulicy Mickiewicza 5. W celi nr 1, o powierzchni około 12 m kw. siedziało już 18 "przestępców", ja byłem dziewiętnastym. Mieliśmy tylko kibel, z którego dna wyciekała struga śmierdzącej cieczy, zakratowaną żarówkę 10 lub 15 wat i dwa drągi do siedzenia.

Po około dwóch godzinach wrzucono do celi młodego człowieka zbitego i zmaltretowanego do tego stopnia, że nie można było go poznać. Na drugi dzień zabrano go i na tym koniec, pewnie spoczął na zawsze w nieoznaczonym grobie.

Po dwóch dniach para funkcjonariuszy zaprowadziła mnie na górę do pokoju śledczego. Na korytarzu zobaczyłem jednego z moich "judaszów", który mnie wydał, niejakiego Zbigniewa W. (już nie żyje). W pokoju śledczym na ścianie wisiały dwa bykowce, w kącie stało wiadro z wodą, drewniana ława. Na podłodze leżały szmaty i pompa ze szlauchem, na stole pistolet TT. Podporucznik Kłyś wyjął z biurka kartkę papieru oraz dwa donosy na mnie. Padły pytania o imię, nazwisko, adres zamieszkania, miejsce pracy, przynależność organizacyjną. I tak 33 razy w ciągu 45 dni śledztwa.

Oskarżony zostałem o ukrycie członkostwa w Armii Krajowej i o fałszywą propagandę. Z donosów wynikało, że 30 czerwca 1950 roku w świetlicy Państwowego Monopolu Spirytusowego w Białymstoku słuchałem audycji w języku rosyjskim z Ameryki, potem podjąłem dyskusję i rozpowszechniałem "wrogie wiadomości godzące w interesy państwa polskiego". Nie przyznawałem się do żadnej winy.

Na czwartym śledztwie dostałem 25 batów w tyłek. Wrzucono mnie jak szmatę do celi, a po paru godzinach ponownie zaprowadzono na górę. Tym razem w pokoju stało jeszcze dwóch zbójów chyba dwumetrowej wysokości. Po moim "nie" położyli mnie na ławę, jeden usiadł mi na nogi i trzymał za ręce, drugi otworzył usta bagnetem łamiąc dwa zęby, potem pompował do żołądka słoną wodę. Straciłem przytomność. Po torturze przez dwa dni nie dostałem ani kropli wody.

Przy ponownym przesłuchaniu przypalono mi lewe ramię (pozostały blizny). Innym razem wepchnięto do dołu szaletowego. Zaś na zakończenie śledztwa dostałem zastrzyk "głupiego Jasia". Może w tym stanie coś podpisałem, czego nie pamiętam. Pamiętam natomiast, że zaprowadzono mnie do łaźni, dano kawałek szarego mydła, świeżą bieliznę i aż litr grochówki.

We wrześniu 1950 roku Wojskowy Sąd Rejonowy wymierzył mi karę dwóch lat i sześciu miesięcy ciężkiego więzienia, z pozbawieniem praw obywatelskich i honorowych na trzy lata oraz konfiskatą mienia. Potem były: Wronki, Potulice, kopalnia kamienia wapienniczego w Wapiennie i Piechcinie. Przetrzymałem, pozostał żal i uraz psychiczny do kolegów judaszów, którzy mnie wydali."

Pozostały i bolesne wspomnienia. Jak do nich odniosą się w przyszłości historycy? Dadzą wiarę przede wszystkim aktom ze śledztw i procesów, zgromadzonych w Instytucie Pamięci Narodowej? Kpt. Kaźmierski mimochodem dodał, że dostał zastrzyk "głupiego Jasia", po którym może coś podpisał. To trudne kwestie, na szczęście chyba budzą coraz mniej sensacji, a wśród historyków osłabła pasja wchodzenia w rolę prokuratorów.

Otrzymałem niedawno tekst artykułu autorstwa doświadczonych historyków Kazimierza Krajewskiego i Tomasza Łabuszewskiego "Sprawa porucznika "Jura" (Hieronima Piotrowskiego). Autorzy krytycznie ocenili osobowość i działalność mjra Aleksandra Rybnika "Jerzego", uczczonego w naszym mieście m.in. pomnikiem przed kościołem św. Andrzeja Boboli w Starosielcach.

Uznali, że osobowość Aleksandra Rybnika "może charakteryzować dwukrotne porzucenie powierzonego sobie odcinka pracy konspiracyjnej" i przypisanie sobie zwycięstwa w bitwie pod Ogółami. Zdaniem autorów "Jerzy" z niskich pobudek skrzywdził "Jura". No, to mamy kolejny temat polemik.

Na zamieszczonej fotografii jeszcze jedno - bardzo oryginalne - ujęcie zniszczeń w centrum Białegostoku. Zdjęcie zdobył wytrwały w tej pasji Marek Jankowski.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny