Alicja Zielińska

Danuta Huzarska. Miała 16 lat, gdy wybuchła wojna

Na Plantach z mężem, już w cywilu Na Plantach z mężem, już w cywilu
Alicja Zielińska

Właśnie ukończyła renomowane Gimnazjum im. Anny z Sapiehów Jabłonowskiej. Miała szczęśliwe życie, plany na przyszłość. W domu przy ul. Jurowieckiej 1 mama prowadziła znany w mieście salon krawiecki. Przychodziły eleganckie klientki. Wybuchła jednak wojna i wszystko runęło w jednej chwili.Publikujemy rozpoczęte w ubiegłym tygodniu wspomnienia Danuty Huzarskiej, które otrzymaliśmy od jej syna.

Po 17 września 1939 r. staliśmy się częścią Republiki Białoruskiej. W Białymstoku Białorusini stanowili nikły procent mieszkańców. Tylko w południowo-wschodniej części województwa było trochę wsi białoruskich. Nastąpiła nowa władza i nowe porządki. Rząd polski wycofał się z kraju przez Rumunię na zachód. Dowództwo naczelne wydało rozkaz, aby nie stosować wystąpień zbrojnych wobec wojsk radzieckich. I tak oddziały wojskowe, znajdujące się w Polsce wschodniej, dostały się do niewoli sowieckiej. Wtedy nikt jeszcze nie wiedział o tragicznym losie oficerów.

Na zajętych przez Sowietów terenach trzeba było przystosować się do nowych warunków życia. Nie było inicjatywy prywatnej, więc moja mama musiała zamknąć swój piękny Salon Mód. Otrzymała pracę w spółdzielni zajmującej się szyciem bielizny damskiej. Zarobki były marne. Trochę dorabiała szyjąc nieoficjalnie swoim klientkom, ale było nam ciężko. Zamieszkała z nami moja cioteczna babcia ze strony ojca, której mąż prowadził duże ogrodnictwo, a oboje byli już w starszym wieku. Również pozostali bez środków do życia.

Ja uczyłam się, a potem zaczęłam pracować na poczcie, a następnie na Stacji Naprawy Maszyn Rolniczych. To była moja pierwsza praca w księgowości. Moim zwierzchnikiem był Białorusin z Mińska i on mi powiedział - ucz się księgowości, to będziesz miała dobry zawód w życiu. Był moim pierwszym nauczycielem w tej dziedzinie. Pracy było dużo, często siedzieliśmy do późnych godzin wieczornych, zaś zarobki były stosunkowo niskie. W sklepach był towar, ale aby coś nabyć trzeba było stać w kolejkach. Te kolejki były utrapieniem tamtych lat. Ponadto w mieście panował duży ruch. Przybyło wielu obywateli ZSRR oraz z części Polski, zajętej przez Niemców. Byli to głównie Żydzi, natomiast polscy byli wojskowi, policjanci i ich rodziny próbowali przedostać się przez zieloną granicę na stronę niemiecką. Było to trudne, bo straż sowiecka na granicy pracowała bardzo czujnie i złapani na jej przekroczeniu wysyłani byli do więzień, a następnie do łagrów. Więzienia były przepełnione. Ponadto już od zimy 1940 roku zaczęły się wywózki obywateli polskich na dalekie tereny ZSRR, do Kazachstanu i na Syberię. To było najstraszniejsze. Nocą zajeżdżały samochody z uzbrojonymi żołnierzami, dawali trochę czasu na spakowanie i wywozili całe rodziny na kolej, gdzie stały bydlęce wagony, w których przez długie dni trzeba było odbyć podróż do bardzo odległych krain. Nie wszyscy wytrzymywali trudy tej podróży, niektórzy umierali. A tam, po przyjeździe warunki bytowe były bardzo ciężkie. Otrzymywaliśmy stamtąd listy i w miarę możliwości wysyłaliśmy paczki. To jednak nie było takie proste, gdyż paczki można było wysłać tylko z niektórych miejscowości.

W naszym domu zajmował pokój naczelnik kolejowy z ZSRR, z Charkowa. On nam pomagał w wysyłaniu tych paczek, mimo że bardzo się sam narażał. Dużo było ludzi dobrych i współczujących nam z tamtych terenów. Wtedy właśnie utrwaliło się we mnie przekonanie, że oceniać należy człowieka bez względu na jego narodowość, kolor skóry i pochodzenie. Wszędzie są ludzie dobrzy i źli. Charakterystyczną cechą ówczesnych osób pochodzących z ZSRR było to, że mówili, jak to u nich wszystko jest, a ich władza jest najlepsza i najsprawiedliwsza. Przytaczali cytaty z wypowiedzi swoich przywódców partyjnych. Wyczuwało się, że wszelka krytyka władzy była bezwzględnie tępiona.

W tamtych czasach, pomimo strasznych przeżyć, kwitło życie kulturalne. Nie było jeszcze telewizji, ale ukazały się duże odbiorniki radiowe z magicznym, zielonym okiem. Czynne były kina i nawet, poza filmami radzieckimi, wyświetlano czasami i filmy zagraniczne. Najważniejszy był jednak teatr. W Białymstoku, przed wojną wybudowano nowy teatr. Dużo znanych aktorów polskich, na skutek działań wojennych, znalazło się w naszym mieście. Aleksander Węgierko zorganizował bardzo dobry zespół teatralny, składający się z polskich aktorów. Wystawiano dużo sztuk autorów polskich, na których byłam i które były chwilami relaksu w tamtych, ciężkich czasach.

I tak nadszedł czerwiec 1941 roku. Około 20 zjechało dużo wojsk NKWD do naszego miasta. Szykowały się duże wywózki. Pamiętam te straszne, krótkie noce czerwcowe, kiedy prawie się nie spało. Na podłodze stały tłumoki z rzeczami przygotowanymi na wypadek ewentualnej wywózki, na ulicach była cisza i tylko słychać było jak przejeżdżały wojskowe samochody. I to bicie serca, jeśli zatrzyma się - to po nas.

I taka sama noc 22 czerwca, nagle strzelanina, bombardowanie. Ludzie wybiegają z domów. Nikt nie wie co się dzieje. A to wojna. Napad Niemców na ZSRR. Nie zapomnę tego popłochu, tej ucieczki ludzi i wojska. Wszyscy mieliśmy nadzieję, że ostatni transport przygotowany do wywózki już nie odjedzie, ale, niestety odjechał. Nad ranem 22 czerwca 1941 roku wojska niemieckie przekroczyły granicę ZSRR wyznaczoną przez pakt Ribbentrop-Mołotow. W pięć dni później, 27 czerwca, wojska hitlerowskie opanowały Białystok. Ta napaść na ZSRR była zupełnie nieprzewidziana, wojska radzieckie i obywatele ZSRR wycofywali się w wielkim popłochu i rozgardiaszu. W mieście przez kilka dni nie było władzy i wówczas ludzie rzucili się rabować magazyny i sklepy, które były za władzy radzieckiej uspołecznione.

Ponieważ napad Niemców zbiegł się z okresem wywózek ludzi w głąb ZSRR, uważano to poniekąd za szczęśliwy traf. Niestety, Niemcy pokazali się w niekorzystnym świetle. Po ich wkroczeniu w mieście ukazały się afisze w 3 językach (niemieckim, polskim i rosyjskim) głoszące zdobycie naszych terenów i oddanie ich pod ich władzę oraz szereg zakazów, za przekroczenie których groziła kara śmierci. Między innymi zabroniono dalszego rabunku mienia państwowego. W następnym dniu przed sklepem, na ulicy, na której mieszkałam, widziałam zabitego młodego mężczyznę. Pierwsze kroki hitlerowcy skierowali do dzielnicy Chanajki, zamieszkałej przez ubogą ludność żydowską. Spalili żywcem w synagodze 800 osób, a ponadto uśmiercili ponad 1000 osób. Wiadomość o tym obiegła szybko miasto. Wkrótce wydano zarządzenie o obowiązku noszenia przez Żydów żółtych łat w kształcie gwiazdy Dawida. Noszono je na lewej piersi i prawej łopatce. Na ulicy, Żyd nie miał prawa chodzić po trotuarze, a jedynie po jezdni. Za najmniejsze przekroczenie lub nie ustąpienie Niemcowi drogi, bito po twarzy, zarówno Żydów jak i Polaków. Oni byli pyszni, zuchwali - Niemcy zwycięscy - rasa panów, a reszta to byli podludzie.

Alicja Zielińska

Polska Press Sp. z o.o. informuje, że wszystkie treści ukazujące się w serwisie podlegają ochronie. Dowiedz się więcej.

Jesteś zainteresowany kupnem treści? Dowiedz się więcej.

© 2000 - 2024 Polska Press Sp. z o.o.