Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Ojciec mi coraz bardziej imponuje

Aneta Boruch
W środę Anna Maria Anders, córka generała Andersa była w Białymstoku. Uczniom Zespołu Szkół Technicznych, który nosi imię jej ojca, opowiadała o generale i życiu na emigracji.
W środę Anna Maria Anders, córka generała Andersa była w Białymstoku. Uczniom Zespołu Szkół Technicznych, który nosi imię jej ojca, opowiadała o generale i życiu na emigracji. Wojciech Wojtkielewicz
Chcę zapisać ostatni rozdział o generale Władysławie Andersie, bo jest to moim obowiązkiem. O ojcu ciągle dowiaduję się czegoś nowego - mówi Anna Maria, córka legendy i symbolu patriotyzmu powojennej polskiej emigracji.

Przyjechała Pani do Białegostoku m.in., aby spotkać się z młodzieżą Zespołu Szkół Technicznych, który nosi imię Pani ojca. Takie spotkania są dla Pani ważne?

Ogromnie i bardzo się z nich cieszę. A szkoły imienia generała Andersa to dla mnie coś wyjątkowego. Chciałabym, żeby młodzież znała historię o generale, jego żołnierzach, Monte Cassino, życiu wojennym, emigracji. Uważam, że to jest ważne, bo ci ludzie poświęcili wszystko dla Polski. Wydaje mi się, że młodzież może się dzięki temu uczyć miłości do kraju, budować swoją przyszłość na przeszłości.

Nie ma chyba Polaka, który nie znałby nazwiska Anders. Jak to jest być dzieckiem takiej legendy?

Wydaje mi się, że przez to, że byłam właśnie dzieckiem legendy spowodowało, że po prostu się do tego przyzwyczaiłam. To, że byłam wychowana w bardzo patriotycznym domu i że rodzice wszędzie brali mnie ze sobą od małego dziecka, to mi teraz bardzo pomaga. Bo byłam od zawsze przyzwyczajona, że chodziłam z rodzicami na jakieś oficjalne akademie, podczas których siedziałam w pierwszym rzędzie.

Moje dzieciństwo było podzielone. Z jednej strony bardzo normalne, ponieważ urodziłam się w Anglii i ojciec chodząc tam po ulicy był osobą anonimową. Byliśmy bardzo blisko ze sobą, spędzaliśmy razem dużo czasu. Wspominam ojca z tych dni jako człowieka, który był zawsze przy mnie, często chodziłam do jego łóżka i razem czytaliśmy.

Z drugiej strony było oficjalne życie emigracji, generał Anders bardzo się w nie angażował. Czasem występował w mundurze, czasem w cywilu, ale zawsze odnoszono się do niego z wielkim respektem. Wiedziałam więc, że ojciec jest kimś innym od reszty ludzi. Było wiele oficjalnych spotkań, akademii, kluby, restauracje. Rodzice nigdy nie pytali mnie czy chcę na nie iść. Po prostu szłam tam, siedziałam w pierwszym rzędzie i przyznam trochę mnie to wtedy nudziło. Utkwił mi w pamięci obraz ojca w mundurze, do którego wszyscy mówili: czołem, panie generale, a on odpowiadał: czołem, żołnierze. I teraz, gdy biorę udział w jakichś oficjalnych uroczystościach, podczas których padają takie słowa, przypomina mi się dzieciństwo.

Gdy byłam nastolatką, ojciec chorował. To były ciężkie chwile, ale ciągle spędzałam z nim dużo czasu. I cały czas ojciec interesował się tym, co dzieje się na świecie. I to właśnie po nim odziedziczyłam to zainteresowanie.

O ojcu ciągle dowiaduję się czegoś nowego. Za każdym razem, gdy jestem w kraju poznaję innych, nowych ludzi, którzy pokazują mi w różnych miastach, gdzie ojciec był, mieszkał, jadał, co robił. Jeżeli jest możliwe, że ojciec mi coraz bardziej imponuje, to tak właśnie jest.

Jaki prywatnie był generał Władysław Anders?
Był człowiekiem uśmiechniętym, zawsze był optymistą. A dla mnie to był tylko i wyłącznie tatuś. Zawsze miał dla mnie czas, chodziliśmy razem do cyrku, parku czy szkoły. Pamiętam taką śmieszną historię, związaną z sobotnią szkołą polską. Nie chciałam do niej iść, więc ojciec poszedł tam ze mną, a nauczycielka go wyprosiła, bo powiedziała, że przez niego nie może uczyć. Wobec tego przyszła moja niańka, a on mimo tego zaglądał przez okno.

A kiedy teraz było 60-lecie Macierzy Szkolnej, którą ojciec zakładał w 1953 roku, podeszła do mnie nauczycielka i mówi: a ja panią pamiętam jako małą dziewczynkę, którą uczyłam, a tatuś zaglądał przez okno, aż powiedziałam: panie generale, to niemożliwe, ja tak nie mogę uczyć.

Czy jest jakiś szczególny dzień, związany z ojcem, który zapisał się w Pani pamięci?

Oj, tak (śmiech). Jako dziecko, gdy miałam 6-7 lat, jeździłam co roku na letnie wakacje z moją niańką do Północnej Walii. Rodzice, a szczególnie ojciec przyjeżdżali tam do mnie z odwiedzinami. Bardzo się z tego cieszyłam.

Ale ojciec mnie strasznie, naprawdę strasznie rozpieszczał. Przyjeżdżał tam na weekendy i na wszystko mi pozwalał. Ciągle było: tatusiu, ja chcę kwaśne mleko, lody, i jeszcze to, i tamto. Kiedyś i on, i ja przesadziliśmy. Chorowałam całą noc . Za to moja niańka Bunia Gołębiowska strasznie go zbeształa rano w restauracji przy śniadaniu: panie generale, tak nie może być, całą noc dziecko nie śpi.

Pamiętam to doskonale. Niania generała mogła besztać. I zawdzięczam tej niani, że mimo wszystko nie byłam taka rozpuszczona. Na szczęście na co dzień była ze mną niania, bo jakby mnie ojciec wychowywał, to byłabym okropna (śmiech).
Ale ojciec miał prawie sześćdziesiąt lat, gdy się urodziłam. I zawsze powtarzał, że jestem jego oczkiem w głowie i ostatnią miłością. Mama była raczej surowa.

Od zawsze Polska była obecna w Pani życiu?

Tak. Dlatego mówię po polsku. Właściwie gdy poszłam do szkoły, to nie mówiłam w ogóle po angielsku.

Zawsze obchodziliśmy wszystkie polskie uroczystości, pielęgnowaliśmy tradycje, były polskie kolędy, święta. ojciec zawsze bardzo chętnie mówił o przedwojennej Polsce. Niechętnie natomiast wracał do wspomnień z wojny, do swoich cierpień z tego okresu. Chętnie jednak wspominał o Monte Cassino, o zwycięstwie.

Teraz, im częściej bywam w Polsce, tym bardziej zdaję sobie sprawę z tego, jaki mój dom i moje życie było bardzo patriotyczne. I to się we mnie zachowało. Przez pierwsze 20 lat mojego życia przyjazdy do Polski w ogóle były niemożliwe, bo dopóki był komunizm, to w ogóle było wykluczone. Pierwszy raz byłam w Polsce z mamą dopiero w 1991 roku.

Wynikło to też z różnych życiowych przyczyn i uwarunkowań rodzinnych. Mój mąż miał troje dzieci z poprzedniego małżeństwa, ja miałam syna, byłam zajęta rodziną. Bywało, że mama dzwoniła do mnie np. dwa-trzy dni przed wyjazdem mówiąc: jadę do Białegostoku, czy ze mną pojedziesz? Niestety, wtedy nie było to możliwe.

W 2010 roku mój syn Robert poszedł na studia, mama odeszła, mąż również. A ja zaczęłam częściej jeździć do Polski. Te wizyty sprawiają mi wielką przyjemność. Za każdym razem, gdy jestem na jakiejś uroczystości w Polsce, przypomina mi się moje dzieciństwo. I to jest bardzo miłe, bo to jest tak, jakbym wróciła do przeszłości. Zarazem zauważam, jak bardzo kraj się zmienił, ile zrobiono nowych inwestycji, jak bardzo wszystko poszło do przodu. Polska po prostu stała się światowa.

Jakie znaczenie miało dla Państwa Monte Cassino, czy było miejscem szczególnym?

Monte Cassino zawsze miało dla mnie bardzo duże znaczenie, jeżdżę tam na rocznice bitwy. Z nim wiąże się ostatnie wspomnienie ojca, którego nigdy nie zapomnę. To była jego ostatnia wizyta tam, w 1969 roku. Ojciec był już wtedy bardzo chory, na miejsce przywieziono go jeepem. Gdy odradzano mu ten wyjazd z powodu stanu zdrowia, odpowiedział: ja się tego nie boję, to jest miejsce dla mnie. Jeżeli umrę, to tam chcę być pochowany.

Umarł rok później. Ojciec jest pochowany na Monte Cassino, a w 2011 roku prochy mamy zostały pochowane w grobie ojca. Gdy zwiedzam cmentarz, odwiedzam również rodziców. Oczywiście wolę robić to sama, nie podczas uroczystości, gdy jest wiele osób, kamery. No i jeszcze szczególne wspomnienie, związane z tym miejscem. 30 lat temu właśnie na Monte Cassino poznałam również mojego męża, ówczesnego amerykańskiego attaché.

A jak generał Anders znosił ten trudny okres PRL-u, gdy dla reżimu był wrogiem numer jeden? I w kraju można było o nim mówić albo źle, albo wcale?

Na pewno dla niego i dla wszystkich jego żołnierzy to było bardzo bolesne. On tak kochał Polskę i był takim patriotą.Najwięcej o tym mówiła moja mama - zarówno za jego życia, jak i po jego odejściu wspominała te chwile z goryczą.

Wydaje mi się, że cokolwiek teraz robię związanego z ojcem, to jest dla niego i jego pamięci. Bo przypuszczam, że byłby zadowolony, że jestem tutaj i kultywuję pamięć o nim.

Chyba dlatego min. napisała i wydała Pani niedawno wspomnieniową książkę o ojcu?

Tak. Zrobiłam to przede wszystkim dlatego, że wszędzie gdzie byłam, padało przede wszystkim pytanie: jaki generał był w domu, czy nosił kapcie. I to bo był jeden powód jej napisania. A drugi - wszyscy o nim pisali, tylko nie ja. Zaczęły wychodzić książki plotkarskie, w których była po prostu nieprawda. Mnie to denerwowało, że osoby, których ja w ogóle nie znam, pisały tak, jakby były u nas w domu.

Poza tym ukazują się różne artykuły na mój temat i takie głupie szczegóły. Na przykład pamiętam, że ojciec nigdy nie tańczył, bo zawsze mówił: jeśli zatańczę z jedną kobietą, to muszę ze wszystkimi. A jakaś pani napisała, że ojciec z nią tańczył, był w nią zapatrzony i że to była jego ostatnia miłość. I niby że mama miała być o to zazdrosna. Tymczasem, gdy ja miałam 15-16 lat, to ojciec był już schorowany i wcale nie tańczył.

Opisałam w tej książce w szczegółach nasz dom rodzinny, życie emigracji. Dla osób młodszych i urodzonych poza krajem, tak jak ja, wydaje mi się, że to może być ciekawe. Znalazły się w niej także, bolesne dla mnie, fragmenty tych okropnych artykułów, pisanych o ojcu podczas PRL-u. Opisuję też trochę życie teatralne mamy, które kontynuowała w Londynie, śpiewała m.in. w BBC i zawsze w polskich ośrodkach. Ostatnia część jest o mnie, mówię o tym co robię przez ostatnie trzy lata. I doszłam do wniosku, gdy już skończyłam tę książkę, że jeszcze mogę dodać do tego sporo stron o 20 latach mojego życia z ojcem. Zamieściłam też w niej sporo fotografii, w tym tych prywatnych, z archiwum rodzinnego.

Żałuję, że moja mama nie spisała swoich wspomnień. Rozmawiałam z nią na ten temat, ale jakoś nigdy do tego nie doszło. Przecież mama była w II Korpusie, w Rosji, na Bliskim Wschodzie. Wielka, szkoda. Bardzo by mi się przydały te wspomnienia podczas pisania mojej książki.

Czy Pani - obywatelka świata, wielojęzyczna, wielokulturowa, teraz z powrotem zapuszcza swoje polskie korzenie?

Jak najbardziej. Ważna część mojego życia to opowiadanie innym o generale Władysławie Andersie. Mój cel to pielęgnowanie pamięci o nim, przekazywanie wiedzy młodzieży, uczenie patriotyzmu, żeby coś dla Polski zrobić i kontynuować pracę mojego ojca. Chcę zapisać o nim ostatni rozdział.

Anna Maria Anders. Jest córką generała Władysława Andersa, legendarnego twórcy i dowódcy Polskich Sił Zbrojnych, który latem 1942 r. wyprowadził z ZSRR ponad 20 tys. żołnierzy oraz Ireny Anders, aktorki i pieśniarki. Po II wojnie światowej rodzice zamieszkali w Wielkiej Brytanii. W 1986 r. Anna Maria poślubiła pułkownika Roberta Costę, attaché Ambasady USA w Rzymie. Posiada MBA z uniwersytetów w Bristolu i Bostonie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Dołącz do nas na X!

Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.

Obserwuj nas na X!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na poranny.pl Kurier Poranny