- Grzegorz Kasdepke jest w lekturach szkolnych, a ja będę w lekturach, ale w szkołach ponadpodstawowych - żartował podczas spotkania z czytelnikami Zygmunt Miłoszewski. Przyznał, że pisanie kryminałów nie jest najłatwiejsze, bo jedna książka zajmuje średnio dwa lata, a można ją przeczytać w dwa, trzy wieczory. Dlatego zmienił na razie zainteresowania i bronił swojej powieści "Jak zawsze". Dedykował ją swoim rodzicom zafascynowany pierwszą połową lat 60. XX wieku w Polsce. A alternatywna historia w niej umieszczona to wyraz "narodowej cech nieukontentowania", czyli co by było gdyby...
Martin Pollack przyjechał z "Tropicielem złych historii". Wiele mówił o nazistowskich korzeniach swojej rodziny, wspominał o dzieciństwie w zawieszeniu pomiędzy amerykańską i sowiecką strefą okupacyjną, wreszcie przyznał, że Białystok w PRL był zapyziałą dziurą, a teraz jest pięknym europejskim miastem. Wspominał też o zaskakujących pytaniach o rządy imigrantów w Austrii, jakie usłyszał na Białorusi. Ale odradzający się nazizm był głównym tematem spotkania.
Z kolei głównym bohaterem gawędy prof. Andrzeja Strumiłły był koń. Ale nie zwykły, pociągowy, tylko arabski.
- Miałem sześć lat, kiedy pierwszy raz spadłem z konia - wspominał prof. Strumiłło podczas promocji przepięknego albumu "Koń" wydanego przez Fundację Sąsiedzi. Podobno zatrzymał wtedy kopyto tuż nad jego głową. Mniej szczęścia miał profesor podczas niedawnego spotkania z jedną z czterech hodowanych przez siebie klaczy w Maćkowej Rudzie. Przyznał, że został kopnięty w goleń i stąd teraz ma trudności z poruszaniem się. Za to talentu i błyskotliwości mu nie brakuje.
Fatalnym zbiegiem okoliczności, trzy równie ciekawe spotkania wypadły o tej samej porze. Leszek Herman dzielił się z czytelnikami swoją pasją historyczną i umiłowaniem Pomorza przekuwanym w świetne sensacyjno-historyczne powieści. Właśnie ukazała się jego trzecia książka "Biblia diabła".
Około 300 osób słuchało jak Hanna Krall czytała fragmenty swoich reportaży, opatrując komentarzem. Nie zabrakło wyimku z entuzjastycznym witaniem przez Żydów wdzierającej się do Polski armii sowieckiej w 1939 roku. Były wspomnienia ocalonych, opisy niemal teatralnych śmierci i konkluzja, że "nikt, żaden naród nie ma monopolu na zło, a zwłaszcza na dobro".
Zagorzali wielbiciele języka białostockiego, tutejszego, w tym czasie celebrowali z Krzysztofem Gedroyciem wydaną tuż przed targami książkę "Piwonia odrodzona". Dostaje się w niej klerowi, policji, samorządowcom, a nawet... lokalnym producentom wędlin z okolic Białegostoku. Jest i grajek sprzed Delikatesów i wspomnienia Andrzeja Bukowskiego i handel teczkami. Zabawnie i z klasą. "Sprzeciwiam się państwu klerykalnemu" powiedział na spotkaniu Gedroyć. A i romans księdza z byłą milicjantką też gwarantowany!
Vincent V. Severski zarzekał się z kolei, że nie może zbyt wiele zdradzać z tajemnic sowieckiego wywiadu, ale nie pozostawiał suchej nitki na Rosji, "jedynym państwie, gdzie głową jest szpieg".
W foyer roiło się od kupujących i oglądających książki. Liczne wydawnictwa dziecięce przygotowały mnóstwo atrakcji, pojawiła się nawet wierszowanka o Białymstoku napisana przez... warszawiankę.
W niedzielę kolejne emocjonujące spotkania.
Czytaj: 7. Międzynarodowe Targi Książki w Białymstoku. PEŁNY HARMONOGRAM
Więcej o gościach targów w czwartkowym Miesięczniku Magnes, bezpłatnym dodatku do Kuriera Porannego, 26 kwietnia.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Dołącz do nas na X!
Codziennie informujemy o ciekawostkach i aktualnych wydarzeniach.
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?